niedziela, 7 sierpnia 2016

Suicide Squad - Moje odczucia.

Suicide Squad

UWAGA! RZUCAM MIĘSEM!

   Hej ho! Dawno nie pisałem nic tutaj i tak po prawdzie miałem zamiar zarzucić pisanie recenzji i czegokolwiek na blogu, gdyż czasu mam ostatnio tak mało, że rzadko czytam cokolwiek. Postanowiłem jednak wypocić nie tyle recenzję(bo znawcą filmowym nie jestem) co moje odczucia po seansie SS.
   Był to szczerze mówiąc drugi najbardziej wyczekiwany przeze mnie film o temetyce komiksowej tego roku. Pierwszym był niesławny "Batman vs Superman: Świt Sprawiedliwości", no i cóż... Wkurwił mnie. Nie będę tu owijał w bawełne. Jak Batman, a właściwie bardziej Bruce mi się podobał(uważam że Affleck jak najbardziej pasuje do tej roli i daję radę), tak jak widziałem Luthora, to miałem ochotę wyjść z kina. Po "BvS" zacząłem niemalże srać po gaciach ze strachu że Suicide Squad będzie tak samo do bani, no i cóż, recenzję na Rotten Tomatoes potwierdziły moje obawy, mimo że generalnie zdanie krytyków mnie nie obchodzi, bo wiadomo ja mam swój gust i sam muszę ocenić co tam się odjebało. 
   Tak więc pojechałem ze znajomymi do kina, dzień po premierze, na seans 2D z napisami i sam początek wywarł uśmiech na moim brodatym ryjcu. Oczywiście cały czas miałem w głowie wszystkie te recki, że chaos, że pocięte fatalnie, płytkie, bla, bla, bla, bla. Sam początek, czyli przedstawienie nam głównych "bohaterów" podobał mi się bardzo, do tego moim zdaniem świetnie dobrana muzyka, dopasowana pod każdą z postaci, robiło to świetną robotę. Później trochę mi przeszkadzało, że fabuła zaczęła poginać jak Flash po amfie i tak szybko przeszła do złoczyńcy który był szczerze mówiąc z dupy i na chuj. Na szczęście później już było ok. Postacie moim zdaniem odegrany były dobrze, w niektórych przypadkach bardzo dobrze. Deadshot miał świetne dialogi z Rickiem Flagiem, chyba nawet najlepsze w całym filmie. Harley mnie kupiła, i nie, nie zrobiła tego swoim ciałem, choć przeszkadzało momentami to powtarzanie co chwilę jaka to ona nie jest szalona itd. Ale nie wkurzało mnie to jakoś zbyt szczególnie. Kapitan Boomerang mnie bawił, tak samo jak Killer Croc, niby nie mieli dużo czasu przed kamerą, ale jak sie pojawiali, to było się z czego pośmiać. Diablo wypadł w swojej roli świetnie, naprawdę czułem że jest to człowiek który obawia się sam siebie i tłamsi w sobie cały ten ból. Enchantress i Katana były dla mnie nijakie. Slipknot najlepsza rola życia, jak to gdzieś w pewnym komentarzu przeczytałem, hehe. Amanda Waller, była zimną suką, czyli tak jak powinno być. No i na koniec klaun z Gotham, czyli Joker. Rola na którą czekałem najbardziej i jak dla mnie wyszedł naprawdę świetnie, jak na nieco rozszerzone cameo, przedstawił się jako osoba której autentycznie bym się bał. No bo nie wiadomo czy on jest pojebany, czy genialny, a easter egg ze sceną tańca z obrazu Alexa Rossa skradł moje serce. Tak więc Joker, jak najbardziej ok i dobrze że było go tyle ile go było. Chętnie zobaczę go w filmie o Batmanie. Sama fabuła, jak i żarty które się tam pojawiały, były naprawdę spoko. Jedynie końcówka, w sensie finalna walka kulała, ale nie zmienia to faktu że film był jednak fajny.
   Ostatecznie ja i moi znajomi bawiliśmy się dobrze na tym filmie. Nie rozumiem tej fali krytyki jaka się pojawiła, wiadomo były momenty co nie grały, ale nic nie jest idealne. Może to wynika z tego że niektórzy na filmie zamiast się odłączyć i wciągnąć, to siedzą i się dopatrują co jest chujowe, a co chujowsze. Nie wiem nie mi to oceniać. Ja osobiście się nie zawiodłem i bardzo chciałbym zobaczyć nasz Task Force X jeszcze w niejednym filmie. Takie jest moje zdanie o tym filmie i szczerze go polecam. Tak więc trzymajcie się i może do następnego. Cześć!



2 komentarze:

  1. I w końcu czytam jakąś normalną opinię, a nie coś w stylu Ichabodów i innych :D Oczywiście film spełnił moje oczekiwania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Ja akurat Ichapoda rzadko słucham bo mu się mało co w sumie podoba :P Tak czy siak, te negatywne recki są moim zdaniem przesadzone.

      Usuń