Suicide Squad
UWAGA! RZUCAM
MIĘSEM!
Hej ho! Dawno
nie pisałem nic tutaj i tak po prawdzie miałem zamiar zarzucić
pisanie recenzji i czegokolwiek na blogu, gdyż czasu mam ostatnio
tak mało, że rzadko czytam cokolwiek. Postanowiłem jednak wypocić
nie tyle recenzję(bo znawcą filmowym nie jestem) co moje odczucia
po seansie SS.
Był to
szczerze mówiąc drugi najbardziej wyczekiwany przeze mnie film o
temetyce komiksowej tego roku. Pierwszym był niesławny "Batman
vs Superman: Świt Sprawiedliwości", no i cóż... Wkurwił
mnie. Nie będę tu owijał w bawełne. Jak Batman, a właściwie
bardziej Bruce mi się podobał(uważam że Affleck jak najbardziej
pasuje do tej roli i daję radę), tak jak widziałem Luthora, to
miałem ochotę wyjść z kina. Po "BvS" zacząłem
niemalże srać po gaciach ze strachu że Suicide Squad będzie tak
samo do bani, no i cóż, recenzję na Rotten Tomatoes potwierdziły
moje obawy, mimo że generalnie zdanie krytyków mnie nie obchodzi,
bo wiadomo ja mam swój gust i sam muszę ocenić co tam się
odjebało.
Tak więc
pojechałem ze znajomymi do kina, dzień po premierze, na seans 2D z
napisami i sam początek wywarł uśmiech na moim brodatym ryjcu.
Oczywiście cały czas miałem w głowie wszystkie te recki, że
chaos, że pocięte fatalnie, płytkie, bla, bla, bla, bla. Sam
początek, czyli przedstawienie nam głównych "bohaterów"
podobał mi się bardzo, do tego moim zdaniem świetnie dobrana
muzyka, dopasowana pod każdą z postaci, robiło to świetną
robotę. Później trochę mi przeszkadzało, że fabuła zaczęła
poginać jak Flash po amfie i tak szybko przeszła do złoczyńcy
który był szczerze mówiąc z dupy i na chuj. Na szczęście
później już było ok. Postacie moim zdaniem odegrany były dobrze,
w niektórych przypadkach bardzo dobrze. Deadshot miał świetne
dialogi z Rickiem Flagiem, chyba nawet najlepsze w całym filmie.
Harley mnie kupiła, i nie, nie zrobiła tego swoim ciałem, choć
przeszkadzało momentami to powtarzanie co chwilę jaka to ona nie
jest szalona itd. Ale nie wkurzało mnie to jakoś zbyt szczególnie.
Kapitan Boomerang mnie bawił, tak samo jak Killer Croc, niby nie
mieli dużo czasu przed kamerą, ale jak sie pojawiali, to było się
z czego pośmiać. Diablo wypadł w swojej roli świetnie, naprawdę
czułem że jest to człowiek który obawia się sam siebie i tłamsi
w sobie cały ten ból. Enchantress i Katana były dla mnie nijakie.
Slipknot najlepsza rola życia, jak to gdzieś w pewnym komentarzu
przeczytałem, hehe. Amanda Waller, była zimną suką, czyli tak jak
powinno być. No i na koniec klaun z Gotham, czyli Joker. Rola na
którą czekałem najbardziej i jak dla mnie wyszedł naprawdę
świetnie, jak na nieco rozszerzone cameo, przedstawił się jako
osoba której autentycznie bym się bał. No bo nie wiadomo czy on
jest pojebany, czy genialny, a easter egg ze sceną tańca z obrazu
Alexa Rossa skradł moje serce. Tak więc Joker, jak najbardziej ok i
dobrze że było go tyle ile go było. Chętnie zobaczę go w filmie
o Batmanie. Sama fabuła, jak i żarty które się tam pojawiały,
były naprawdę spoko. Jedynie końcówka, w sensie finalna walka
kulała, ale nie zmienia to faktu że film był jednak fajny.
Ostatecznie ja
i moi znajomi bawiliśmy się dobrze na tym filmie. Nie rozumiem tej
fali krytyki jaka się pojawiła, wiadomo były momenty co nie grały,
ale nic nie jest idealne. Może to wynika z tego że niektórzy na
filmie zamiast się odłączyć i wciągnąć, to siedzą i się
dopatrują co jest chujowe, a co chujowsze. Nie wiem nie mi to
oceniać. Ja osobiście się nie zawiodłem i bardzo chciałbym
zobaczyć nasz Task Force X jeszcze w niejednym filmie. Takie jest
moje zdanie o tym filmie i szczerze go polecam. Tak więc trzymajcie
się i może do następnego. Cześć!
I w końcu czytam jakąś normalną opinię, a nie coś w stylu Ichabodów i innych :D Oczywiście film spełnił moje oczekiwania :)
OdpowiedzUsuńDzięki. Ja akurat Ichapoda rzadko słucham bo mu się mało co w sumie podoba :P Tak czy siak, te negatywne recki są moim zdaniem przesadzone.
Usuń